Jak trudno w dzisiejszych czasach być w centrum

W obliczu ostatnich burz o aborcji już nawet nie wiem co myśleć o sobie samej. Czy jestem morderczynią życia świętego od poczęcia czy ograniczam kobiety i ich prawa do decydowania o własnym ciele? Kim ja jestem?
Wiem, że jestem kobietą. Wiem, że mam związane z byciem kobietą organy, więc mogę zajść w ciążę zarówno z własnej jak i nie własnej woli. Mam świadomość tego, że seks nawet mimo zabezpieczeń może zakończyć się ciążą.
Rozumiem, że są osoby które z różnych względów nie chcą mieć dzieci. Są na to legalne i nielegalne metody. Z legalnych do dyspozycji jest antykoncepcja (która czasem zawodzi i w większości jest niezgodna z doktryną katolicką) i powstrzymanie się od stosunków (co przekracza możliwości niektórych). Z nielegalnych mamy sterylizację/kastrację (co niestety uniemożliwia zachodzenie w ciążę gdyby komuś się jednak "odwidziało") i aborcję właśnie, z możliwością licznych powikłań zarówno zdrowotnych, jak i psychicznych. No i jest jedna duszyczka w tej chorej rzeczywistości mniej.Staram się zrozumieć wszystkich, naprawdę. Staram się zrozumieć tych, którzy ze względu na swój światopogląd chcą odebrać mi prawo całkowitego dokonywania wyboru. Naprawdę chcę ich zrozumieć. Wiem jednak, że całkowity zakaz aborcji nie zlikwiduje problemu aborcji, tylko zamiecie go pod dywan do podziemia, a bogatym pozostawi możliwość wyjazdu za granicę, jednocześnie potęgując ogólnokrajowe napięcie i strach przed karą. Kobiety stałyby się męczennicami.
Próbuję zrozumieć też tych, którzy pragną aborcji ze względów kulturowych, w trudnych sytuacjach, których aktualna ustawa nie uwzględnia (np. kobieta już ma jedno czy dwójkę dzieci, a gdy zachodzi w kolejną ciążę nagle jej partner się ulatnia). Jestem nawet w stanie zrozumieć aborcję u kobiety, która ma jakiś rodzaj fobii związanej z dziećmi, czy zwyczajnie na dziecko nie jest gotowa (choć lepiej w tym momencie oddać -> zdrowe noworodki rozchodzą się jak świeże bułeczki. Większość dzieciaków przebywających w domach dziecka ma nieuregulowaną sytuację prawną) Ale nie rozumiem aborcji "bo tak", "bo wpadka" i "nie chcę sobie psuć już ułożonego życia." Powinniśmy brać na bary konsekwencje swoich działań. Tyczy się to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Tu, o dziwo, doktryna katolicka ma trochę racji z powstrzymaniem się ze stosunkiem do ślubu. Jeśli nie ufasz komuś na tyle, by być z nim w sytuacji kryzysowej, do końca swoich dni, jeśli nie jesteś gotowy na poniesienie ewentualnych konsekwencji stosunku, jeśli boisz się, że nie podołasz wyzwaniu rodzicielstwa, gdyby coś jednak poszło nie tak - powstrzymaj się od współżycia. Seks to nie tylko przyjemność i każdy decydujący się na stosunek powinien o tym pamiętać.
Jeśli więc zalegalizujemy aborcję bez względu na okoliczności, przyczynimy się do większego rozleniwienia społeczeństwa. Dzieci będzie jeszcze mniej niż jest teraz. Dlaczego? Bo za bardzo spopularyzował się model wychowania, w którym rodzice nadmiernie troszczą się o dzieci i pozwalają na wszystko. To znaczy na wszystko co "fajne". Pozwolenie na popełnianie błędów i nauka wyciągania z nich wniosków? A w życiu. W wypadku aborcji na życzenie to pokolenie nie dość, że nie musiało brać odpowiedzialności za siebie w dzieciństwie, to i w dorosłości nie będzie o tym myśleć. Aborcji będzie więc więcej. Dlatego dopiero aktualny kompromis pozwala zachować równowagę w społeczeństwie.
Jak już mówiłam, nie jest łatwo być w środku. Kiedy rozmawiam ze skrajnymi środowiskami katolickimi, automatycznie przechodzę na lewo. Kiedy rozmawiam ze skrajnymi środowiskami lewicowymi, z kolei schodzę na prawo. I od wszystkich mi się dostaje, że nie jestem taka, jak powinnam. Jaka powinnam być według nich. I szczerze mówiąc zaczyna mnie to coraz bardziej boleć. Nasz kraj jest zbytnio podzielony. Od skrajności w skrajność. Ale skrajność nie jest obiektywna, a ja taka chcę pozostać. Analizując każdy przypadek z osobna. Bo życie nie jest czarno-białe. Tylko świat pełen jest umysłowych daltonistów.

Zobacz też:
Pokój, czyli co to znaczy kochać

Komentarze

  1. Postrzeganie daltonistyczne (tj. dobro, zło i nic poza tym) to cecha kojarząca mi się z dawnymi, mniej światłymi czasami. Ale patrząc na to, co dzieje się w tym kraju powoli przestaję się dziwić narastającym podziałom... Pod wpływem "jedynej władzy", rosnącego w siłę nacjonalizmu i coraz bardziej islamopodobnej religii nie może wyrosnąć normalne, jednolite pokolenie, a jedynie tylko mniej i bardziej porąbane ludziki, i to po obu stronach areny politycznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mam dosyć już tych wszystkich podziałów. Mieli nas zjednoczyć. Tak sądziłam na początku. Jest jednak gorzej niż było i zaczynam się gubić. Teraz juź nie ma dobro/dopuszczalne/zło. Teraz jest moja racja vs wasza. Mam już dość.

      Usuń

Prześlij komentarz

Witaj! Zapraszam do komentowania ;)

Zobacz też

Powiew lat dziewięćdziesiątych, czyli rąbanka z morałem ~ Recenzja by Kage - Sama

Dlaczego nie mam autorytetów?

Szacunek - słowo tabu

Top 20 seriali ~ ranking Kage

in memoriam

Ideologia LGBT

Historie z życia wzięte part 2

Alee... Ale wolność słowa!

Jak podawać heroinę - "Xena Wojownicza Księżniczka: Sezon 2"

Córka Czarownic